środa, 31 grudnia 2014

Bransoletki szydełkowo - koralikowe

     Myślałam, że nie zdążę już nic opublikować w tym roku, ale skoro Sylwestra jak zwykle siedzę w domu to mogę sobie pozwolić na wszystko. Czasu do północy co niemiara a trzeba go czymś zapełnić.
 
     Szydełkowo - koralikowe sznury idą mi jak po maśle :) Ogromną mam z tego frajdę, jak małe dziecko :P Ten pierwszy jest dość sztywny, to moja wina, bo brak wyczucia w przerabianiu właśnie tak się kończy, ale z wyglądu jest to nie widoczne, dopiero przy noszeniu :)


     Siłą rozpędu w Święta, które spędziłam u mamy zrobiłam bransoletkę w ślicznym kolorze turkusu, czy błękitu, trudno powiedzieć. Stwierdzam, że to prawda, iż koraliki TOHO z serii Milky brudzą palce :) Po prostu delikatnie się ścierają przy obróbce, ale na krawędziach. Część która przylega do nadgarstka nie ściera się. Ta wyszła mi już fajna, taka luźniejsza.


     Ostatnią skończyłam dopiero wczoraj, bo nie lubię zakładać tych głupich sprężynek :)


     Ta ostatnia podoba mi się chyba najbardziej :) Wszystkie, które tu widzicie to koraliki TOHO 11o . Mam gotową jeszcze jedną, z koralików TOHO 8o, ale nie wiem jaka końcówka będzie pasować, bo ta którą mam wydaje mi się odrobinę za duża. Muszę to jeszcze przemyśleć i pomierzyć, więc pokaże ją innym razem :)

     W sumie jeszcze przed świętami zrobiłam serwetkę, ale dopiero teraz doczekała się krochmalenia. Myślałam, że przyprasuję i będzie ok, ale sprawdził się ten gorszy scenariusz  i musiałam przypinać ją szpilkami. Małe elementy łatwiej jest równo upiąć, a serwetkę? Dla mnie koszmar...



     Serwetka ma 37 cm średnicy i chyba pierwszy raz udało mi się uzyskać efekt końcowy podobny do tego w gazetce (tam napisano że wymiary to 38 cm).
Dla zainteresowanych, którzy nie mają tej gazetki :


   
     A więc życzę wszystkim odwiedzającym szczęśliwego i obfitującego w sukcesy i miłe niespodzianki roku :) Oby spełniły się wszystkie Wasze marzenia!


sobota, 27 grudnia 2014

Święta, święta...

     Nie zdążyłam przed świętami nic napisać, w związku z tym nie pokazałam mojej choinki i ozdób (powiesiłam resztki, które mi nie poszły). Nadrabiam zaległości :)

     To nasza choinka w całości:



     Zbliżenie szydełkowych ozdób ;)





         Ja uwielbiam ten nastrój kolorowych lampek, kojarzą mi się z dzieciństwem, a jestem tak sentymentalna, że od kiedy ubieram własną choinkę, ozdabiam ją kolorowymi światełkami :)

      Pamiętacie jak wspominałam, że na kiermaszu kupiłam sobie szklane gwiazdki ręcznie robione? Oto one :)

Przed powieszeniem:


A tu jako dekoracja żyrandola :)



     Szydełkowe ozdoby pysznią się także w mojej mini - kuchence :) Nie przeszkadza mi, że cieszą tam tylko moje oko. Oczywiście na choince nie widać wszystkich szydełkowych tworów, musicie uwierzyć mi na słowo, że jest ich więcej :)
     Muszę, po prostu muszę pochwalić się prezentem od mojej ulubionej stałej klientki :D


     Śliczny i genialny w swej prostocie świecznik, stoi pod choinką :) Szkoda, że Niunia go już dorwała i nie wygląda tak jak na tym zdjęciu, ale trochę go podreperowałam i nadaje się do użytku.

     Chciałam pokazać Wam moje zamówienie z kadoro, ale zdążyłam już zrobić trzy bransoletki :P Jest to tak wciągające, że nie mogę przestać! Uwielbiam je robić, a w następnym wpisie może pojawią się zdjęcia, o ile córcia pozwoli je zrobić, bo jej także podobają się bransoletki ;)

     Z wielką energią, pozytywnym nastawieniem wkraczam w Nowy Rok, życząc sobie, aby ,,biznes" się kręcił, żeby ludziom podobały się moje prace i żeby je zamawiali przynajmniej w takich ilościach jak w roku 2014 ;)  O ile dobrze pamiętam zaczęłam pisać bloga w czerwcu, więc to już pół roku! Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się pisać bloga tak regularnie i wytrwale, oby tak dalej :)

piątek, 19 grudnia 2014

Zapracowana i szczęśliwa :)

     Czekałam z tym wpisem, bo chciałam pochwalić się moim nowym nabytkiem, ale cóż, Poczta Polska jest raczej znana z tego, że się nie spieszy :) Pokażę następnym razem ... Robiłam ostatnio dużo, nawet bardzo dużo, jestem tym już zmęczona na maksa :( Nie pokaże Wam niestety zdjęć bo nie miałam ich kiedy zrobić. Ozdoby po prostu w jeden dzień zrobione nazajutrz leciały w świat, zaczynałam kolejne i już ich nie było :) Z jednej strony fajnie, wiadomo wpada kasa, satysfakcja z tak dużego zainteresowania ogromna, ale po kilku miesiącach tworzenia ozdób, po prostu wychodzą mi one bokiem :P Ostatni miesiąc to już po prostu szydełkowanie nocami, a nawet w dzień - za pozwoleniem Niuni oczywiście :) Część zarobionych pieniążków pójdzie na... kolejne zakupy :D A pozostałą część postanowiłam odłożyć na wymarzone wakacje, zwyczajny kilkudniowy wyjazd na parę dni. Zarobiłam tyle pieniędzy ile jeszcze nigdy w życiu, rozpiera mnie duma i radość, a jednocześnie odczuwam żal, ponieważ Święta są raz w roku, a w przyszłym miesiącu zarobię dużo mniej...

      Od ostatniego wpisu zrobiłam: jeszcze jedną gwiazdę na czubek choinki, 19 gwiazdek - śnieżynek, 6 świeczników i Mysiora :) Tego ostatniego gościa mogę Wam pokazać. Był ze mną jeszcze dwa dni po skończeniu zszywania więc doczekał się zdjęć ;)




     Mysiorek będzie prezentem gwiazdkowym dla 14 - miesięcznego Maciusia :) Mam zrobić jeszcze dwa takie do końca stycznia :P Nie przepadam za robieniem kilka razy tego samego, ale cóż... Skoro klientce się podoba... :) Cała myszka jest z Kotka (fajnie to brzmi:)). Mimo iż poleca się bezpieczne oczy dla takich małych dzieci, ja upieram się przy guziczkach. Dlaczego? Na prawdę mocno przyszywam, sama mam małą Niunię i wiem, że dziecko nie ma na tyle siły, żeby te guziki oderwać (przetestowałam). A maskotka robiona ręcznie jest inna niż ,,sklepowa" i chcę aby było to widoczne :) Trudno mi to wyjaśnić, ale wiem, że dzieciakom podobają się takie ,,inne" zabawki niż te które są w każdym sklepie :) Wstążeczka także jest przyszyta, nie da się jej rozwiązać.

     A teraz pochwalę się nagrodą, którą dziś otrzymałam :) Wygrałam konkurs na najładniejszą ozdobę choinkową organizowaną przez jeden ze sklepów w pobliskim mieście :) 


     Renifer miał przywiązaną pod brodą torebeczkę z czekoladkami, ale zanim znalazłam kartę do aparatu Niunia już się do niej dobrała :P Wygrany konkurs to dla mnie radość, ale dodatkowo cieszę się z tego, że moja bombka wisi na choince w sklepie z przyczepioną wizytówką :) To dla mnie niezła reklama, a choinka stoi przy samej kasie, gdzie ludzie czekający w kolejce mogą sobie z nudów oglądać ozdoby na niej powieszone :) Może nawet wezmą numer telefonu, albo zajrzą na fanpage na facebooku? Byłoby cudownie! 

     Zakończył się mój ,,konkursik" (bo wzięło w nim udział tylko 6 osób). Następny będzie na pewno w innym formacie :) Wylosowałam jedną osobę, ponieważ nie mogłam się zdecydować która odpowiedź podoba mi się najbardziej. Zwyciężczynią okazała się Joasia z bloga po kimś to mam :) Nawet nie wiedziałam, że mieszkamy w sumie niezbyt daleko od siebie, paczuszka dotarła szybko. Asia - mimo iż sama potrafi zrobić ozdoby choinkowe, wybrała właśnie tą nagrodę, w dodatku bardzo się ucieszyła :) To bardzo miła osoba, która potrafi docenić pracę innych, za co składam jej niski pokłon ;)

czwartek, 11 grudnia 2014

Kiermasz bożonarodzeniowy

     Przedstawiam Wam bardzo duże zamówienie, z którego jestem dumna :) Wszystko wyszło mi idealnie takie jakie chciałam ;)


     10 bombek, 10 gwiazdek i czubek na choinkę. Ten piękny koszyk dostałam od mamy, posłuży mi do innych celów na przykład na kiermasze, co zobaczycie na zdjęciach z tego bożonarodzeniowego. Ale to za chwilę :)
     Jeśli chodzi o kiermasz, to nie sprzedałam kompletnie NIC (nie liczę jednego mikołajka sprzedanego kuzynce mojego męża). Jest to o tyle dziwne, że ogólnie ruch mam dość duży, robię kolejne zamówienia (w tym momencie dwa naraz), ludzie pytają, dzwonią i piszą. A tu 6 godzin stoję w Domu Kultury i nic... Rękodzielników było bardzo wielu, myślę, że około dwudziestu. Byli oczywiście ,,równi i równiejsi", mam tu na myśli podział stolików. Ja miała do dyspozycji jakiś metr kwadratowy stolika, a niektóre Pani miały 5 razy tyle, czyli aż pięć stolików takich malutkich! Nikt nie pytał mnie ile potrzebuję, tylko poinformowano mnie, że mam się zmieścić. Ludzi na kiermaszu było mało, myślę, że to kwestia słabej reklamy tego wydarzenia. Na dodatek całość odbywała się w budynku, nie każdemu chciało się wchodzić, a moje stoisko było praktycznie na samym końcu całej wystawy. Zła organizacja i słaba promocja to na pewno kluczowe problemy Domu Kultury. Wiem na przyszłość, że nie warto ubiegać się o to maleńkie miejsce. Teraz liczę na męża, że sprzeda moje robótki. Teraz kiedy jestem pod ścianą, bo muszę się ich pozbyć, żeby nie leżały mi w domu, muszę sprzedawać je w promocji, ciut taniej niż normalnie, ale w takiej sytuacji każdy grosz się liczy :)

     Oto moje stoisko (słabe zdjęcia bo robione telefonem):




     Możecie zobaczyć nie prezentowane wcześniej świeczniki w niebieskiej wersji, oraz moje oczka w głowie - czerwone dzwoneczki zrobione nićmi Cable 5 ze złotą nitką :)

     Znalazłam jedno stoisko z frywolitką (moją niespełnioną miłością) :)



     Ale nie kupiłam tych frywolitek, bo nadal wierzę, że kiedyś sama sobie takie cudeńka zrobię :)

     A dla siebie też coś kupiłam :) Śliczne szklane, ręcznie robione gwiazdki, będą idealne na choinkę, ale pokaże Wam innym razem.

     Pani stojąca koło mnie miała śnieżynki szydełkowe i zwyczajnie i bezczelnie nagabywała ludzi do ich kupienia. Ja z szacunku do siebie i klienta nigdy tego nie robię. Na samym początku chciała dogadać się, żebyśmy miały jednakową cenę dzwonków i śnieżynek - nie zgodziłam się, ona sprzedawała moim zdaniem za tanio... Ale i tak poznałam kilka nowych przemiłych Pań, spotkałam stare znajome :) Pogadałam o robótkach, że ho ho :D

     Na koniec moja kochana kicia (bo jednak wydaje mi się, że to kotka) ;)


wtorek, 2 grudnia 2014

Praca wre...

     Ciężki tydzień za mną, ale rozpoczynam nowy pełna energii i zapału do działania :) Zeszły tydzień miał być taki wspaniały, mąż miał urlop, więc myślę sobie : Odpocznę od dziecka, poświęcę więcej czasu na szydełkowanie w dzień a w nocy będę spać jak każdy normalny człowiek. Już drugiego dnia przewróciłam się na stacji benzynowej, podparłam się ręką - odruchowo i nie mogę nią normalnie się posługiwać już od tygodnia... Na początku bolała strasznie, nie mogłam nią prawie w ogóle ruszać, ale opuchlizny nie było, zdecydowałam że nie odwiedzę lekarza, zwłaszcza, że niedawno przestałam brać antybiotyk. Mimo bólu szydełkowałam jak szalona :) Powstała w tym czasie gwiazda - czubek na choinkę, zamówiony wcześniej.


     Nie ukrywam, że usztywnienie tego to był dla mnie koszmar :P Najważniejsze, że Wikol zrobił zwoje i jest twarda jak skała :)

     Ręka boli mnie nadal w nadgarstku, nie mogę nic utrzymać, ani podnosić dziecka, ale jest o niebo lepiej :)

     W międzyczasie moja kochana Niunia skończyła dwa latka! Tak, tak ten czas zapiernicza w zawrotnym tempie... Zrobiłam oczywiście tort, w tym roku miał smak Pina Colady :) Jak dla mnie był smaczny, ale niestety od nikogo tego nie usłyszałam... Pierwszy raz używałam serka mascarpone do wypieków i myślę, że człowiek to się jednak całe życie uczy :) Ale teraz już wiem jak z taką masą postępować; niemniej jednak polecam serek do masy, super efekt, lepszy od margaryny czy masła :)



 Tort troszkę rozjechany, ale córcia i tak miała radochę :)

     Jeszcze przed gwiazdą na choinkę powstały świeczniki :) Bardzo mi się podobają i nie wiem czy dla siebie też takich nie zrobię. 



     Tutaj prezentuję biało - czerwone  świeczniki (kordonek nowosolski), mam jeszcze jedną sztukę biało - niebieskiego ale dorobię jeszcze kilka, dopiero wtedy będzie ich premiera :) To pierwszy wzór, z którego świecznik w ogóle mi wyszedł a wypróbowałam ich kilka, jakoś nie potrafiłam tych schematów ogarnąć :) Niby umiem czytać schematy, ale... no nie szło mi :)

     Polecam kupowanie białych świeczek w Kauflandzie, kosztują zaledwie 7,99  za 50 sztuk ;)

     Przytargałam od mamy druty, nie wiem kiedy będę mieć czas coś nimi zrobić, ale już mam narzędzia :) Dawniej mama nauczyłam mnie robienia na drutach, ale muszę odświeżyć wiedzę, w dodatku ogarnęłam tylko podstawy, ale ciągnie mnie do wypróbowania nowych technik :) Podobają mi się szale i kominy na drutach, są luźniejsze niż te na szydełku... Po świętach może uda się coś popróbować :)

     Jedno zamówienie jest już u klientki, a następne jest ,,w trakcie" :) Do zamówienia na czubek choinki jest jeszcze 10 bombek ( na chwilę obecną gotowe do usztywnienia), oraz 10 gwiazdek (gotowa jest tylko jedna). Ogrom pracy przede mną, bo kiermasz 11 i 12 grudnia! A ja jeszcze tyle rzeczy chcę zrobić... Na szczęście Mężul ma jeszcze zaległy urlop, więc może się uda ;)

      Na koniec podam wzory, myślę, ze tu będą bezpieczne, nawet w razie awarii komputera ;)

Gwiazda na czubek choinki:



Świecznik:



     Oczywiście schemat na świecznik zmodyfikowałam bo nie byłabym sobą ;)  

poniedziałek, 24 listopada 2014

Bombki po mojemu - część druga :)

     Widzę, że mój wpis o umieszczaniu balonika w szydełkowej bombce się spodobał :) Dziękuję Wam za miłe komentarze, witam nowych obserwujących - bardzo mi miło :) Takie wpisy mają na celu pokazanie moich technik, ale powiem w tajemnicy, że mam kiepską pamięć :) Jeśli okazałoby się, że za parę lat zapomnę jak robi się bombki - zajrzę na bloga i sobie odświeżę recepturę, odkurzę stare metody :P
Pójdę więc za ciosem i skorzystam z sugestii Ani, która na jednej z grup szydełkowych zaproponowała abym umieściła wpis o usztywnianiu bombek :)

     Podam Wam mój sposób, czy jest autorski? tego nie wiem, ale podejrzewam, że niejedna szydełkowiczka już robi bombki w ten sposób.


     Na początek przygotowuję sobie mieszankę Wikolu (kupuję litrową butelkę, która wystarcza na dłużej) firmy Dragon oraz Ługi firmy Gold Drop :) Daję raczej więcej kleju, a mniej Ługi, myślę, że na kolejnych zdjęciach będzie widać jaka to mniej więcej konsystencja. Baloniki są nadmuchane i zawiązane. Ważne są także ręczniki kuchenne, zużywam ich dość dużo :)


      Całą bombkę dokładnie moczę w roztworze, nadmiar zgarniam drugą ręką (w której trzymam aparat, więc tego pokazać nie mogę :P).


     Tak jak na zdjęciu powyżej wygląda już ogarnięta z nadmiaru kleju :)


     Następnie biorę kilka ręczników kuchennych i przykładam delikatnie, pamiętając żeby nie pocierać, bo strzępki ręcznika przykleją się wtedy do bombki :) Dotykam miejsce przy miejscu, aż do uzyskania takiego efektu jak na powyższym zdjęciu.


     Tutaj wszystkie bombki już po kąpieli w roztworze kleju i Ługi :) Jak widzicie dokładnie wycieram wszystkie większe luki, gdzie widać balonik, po to żeby nie powstały mi nieestetyczne błonki.

     A wiecie jak je suszę? :)


     Przypinam agrafkami po zewnętrznej stronie firanki, nad grzejnikiem :) Ważne jest żeby nie było to tuż nad grzejnikiem, bo wtedy baloniki lubią sflaczeć, przez co kształt końcowy nie jest idealny, tylko jajowaty. Wikol schnie dość szybko, powieszone w południe wieczorem są już suche na tyle żeby wyjąć balon. Nigdy nie kładę balonika w koszulce bezpośrednio na grzejniku! Po pierwsze z balonika może zejść powietrze, a po drugie bombka wtedy niby jest sucha a miękka, dopiero po zdjęciu z grzejnika stwardnieje.


I gotowe! :)

      Na facebookowej stronce organizuję konkurs, na który serdecznie zapraszam :) Baner prezentuję się tak: 

     Pod słówkiem ,,konkurs" podałam link :) Zasady nie są trudne, chciałam żeby wszystko było jak najbardziej zgodne z polityką facebooka, dlatego może Wam się wydawać, że mój konkurs jest trochę inny niż wszystkie ;)

     Życzę udanej i owocnej pracy nad bombkami ;) Jeśli ktoś jeszcze nie zna tego wzoru, to udostępnię go w następnym wpisie :) Powodzenia!

sobota, 22 listopada 2014

Nieforemne bombki? Nigdy więcej! :)

          Mam dla Was dziś kolejny wpis z serii porad :) Otóż, niektórzy pytają mnie : ,,Jak ty to robisz, że twoje bombki są tak okrągłe? " :) Moim zdaniem jest to tylko i wyłącznie kwestia odpowiedniego umieszczenia balonika w koronkowej koszulce. Jestem na etapie robienia bombek na zamówienie, więc postanowiłam pokazać Wam to na zdjęciach. Jakość nie jest najlepsza, ale to wina tej ponurej pogody, tak bardzo tęsknię za słońcem jak nigdy, bo nie mam jak zrobić zdjęć, które by mnie zadowoliły :)

      Jeśli balonik umieścimy tak:

   
     Czyli jak widać duża część znajduje się w przyszłej bombce, wystaje tylko kawałeczek. Otrzymamy z dużą dozą prawdopodobieństwa koślawą bombkę, na przykład taką:


     Moim sekretem, choć pewnie dużo osób robi to w ten sposób, jest włożenie do bombki samej końcówki balonika:


     Mam nadzieję, że widać różnicę między umiejscowieniem balonika na poprzednim zdjęciu, a na tym :) Zrobiłam już całą masę bombek i każda wychodzi okrągła :)


     Oczywiście czasami powód koślawej, czy jajowatej bombki może być inny, na przykład zły dobór wzoru ( w sieci przez pomyłkę można znaleźć wzory jajek), lub pomyłka w którymś okrążeniu, ale moim zdanie duże znaczenie ma tutaj również balonik.

     A i jeszcze jedno! Dużo osób wiąże balonik nitką, a ja zawsze wiążę supełek na balonie, a potem go przebijam. Wtedy mam pewność 99 %, że podczas suszenia z balonika powoli nie ucieknie mi powietrze - bo wtedy też zrobi się jajo - a baloników mi nie szkoda, bo:
1. Kupuję 100 sztuk za niecałe 20 zł
2. Mamy z córcią niezłą frajdę z przebijania balonów, w czym zawsze m pomaga :)

     Jak wspomniałam, teraz produkuję bombki, ale wcześniej zrobiłam kilka aniołków :)


     Wzór do nich pojawił się już na blogu, kilka wpisów wcześniej, robiłam już ten wzór, ale pierwszy raz ,,seryjnie". Wzór pokazuje, żeby sukieneczka składała się z 6 ukośnych paseczków, ale ja wypraktykowałam, że ładniej jest jeśli jest ich 7 :) Może na zdjęciu nie widać różnicy, ale z bliska jest ona wyraźna ( a może tylko ja to widzę :P ).

   

sobota, 15 listopada 2014

Kręciołki - sopelki i spółka

     Mój komputer trawiły wirusy, więc po leczeniu jest wreszcie gotowy do współpracy - mogę pisać i nie zasypuje mnie cała masa reklam i samootwierających się okienek. Mam nadzieję, że ten efekt utrzyma się przez jakiś czas :)

     Obiecałam Wam, że napiszę jak robiłam sprężynki :) Najważniejsze jest to, aby je ,,złożyć" , żeby wyglądały jak ściśnięta w palcach prawdziwa sprężyna. Następnie takie złożone kręciołki zamoczyłam w łudze, ale rozcieńczonej, bo bałam się żeby nie było za sztywne i żebym mogła je później spokojnie wymodelować. Kiedy się je zamoczy to już same się nie rozłożą, więc spokojnie ułożyłam je na desce do prasowania, przykryłam bawełnianą szmatką i przeprasowałam(bałam się żeby złota i srebrna nitka nie złapała się do żelazka, bo to jednak sztuczny materiał - stąd szmatka :)). Oczywiście nadal były mokre, odczekałam chwilę - niecałą godzinkę, aż zrobiły się wilgotne, a nie mokre. Kolejnym moim krokiem było rozprostowanie ich, co zrobiłam łapiąc za dwa końce i rozciągając. Potem nawlekłam je na niteczkę i w tej pozycji spokojnie wyschły :) Efekt - przynajmniej dla mnie jest satysfakcjonujący :) Po prostu nie byłam przekonana do tego, aby je zamoczyć i wymodelować palcami, ponieważ ten kształt nie byłby tak idealny, a ja, czyli perfekcjonistka do bólu muszę mieć wszystko jak spod linijki :P



     Robiłam jednocześnie dzwoneczki, śnieżynki, kręciołki... A wszystko dlatego, że mam tylko dwa styropianowe dzwoneczki do usztywniania, w związku z czym żeby nie piętrzyła mi się cała góra dzwonków do usztywnienia, robiłam dwa dzwoneczki, one sobie schły, a ja robiłam w tym czasie resztę ozdób. Powstał z tego taki miszmasz :)



     Tyle rzeczy chciałabym zrobić przed świętami, ale tak mało czasu ... Przydałaby się jeszcze jedna para rąk, albo chciałabym się w magiczny sposób rozdwoić, jedna JA biegałaby za naładowaną energią Niunią, a druga JA siedziałaby i szydełkowała, aż rozbolałyby ją pośladki :) Oooo to jest to :D

     Pierwszy raz w życiu złamałam szydełko, a raczej jego rączkę (szydełko czeskie). Zrobiłam to z własnej głupoty i nie przy szydełkowaniu. Robiłam głowę aniołka, odwróciłam szydełko drugą stroną i upychałam wkład do główki :) Jeszcze w ten sam dzień niezastąpiony Mężul kupił mi nowe :) Przez ostatni okres czasu nie opuszczała mnie myśl, że coś mi to szydełkowanie nie idzie, że może czas na przerwę ... Dopiero kiedy wzięłam do ręki nowe szydełko zobaczyłam, że to nie wina moich rąk, ale właśnie szydła :) Dlaczego? To stare miało dwa lata, używane non stop, codziennie, bo przeważnie robię kordonkiem... Było tak wytarte, że nić słabo się ślizgała, a to nowe szydełko... Mmmm, po prostu miodzio, aż nie chciało się odkładać :)
Dziewczyny jeśli używacie wiele lat jednego szydełka (pewnie tych droższych to nie dotyczy), zmieńcie je, a zobaczycie nową jakość szydełkowania. Wszystko się zużywa, nasz sprzęt także ;)

PS. Podam Wam wzór na kręciołka, który posiadam dzięki pomocy i uprzejmości niezastąpionych Wesołych Wiedźm ;)


środa, 12 listopada 2014

Wycieczka piesza w listopadzie? TAK!!!

     Dzisiejszy dzień a przynajmniej jego pierwszą część wykorzystałam na usztywnianie (w końcu) moich prac, które kurzyły się już od dawna i czekały na ten dzień, kiedy mąż będzie miał wolne i zajmie się Niunią. Robienie czegoś przy dziecku, na szybko mało kiedy wychodzi mi tak jakbym sobie tego życzyła. Całe przedpołudnie poświęciłam na gotowanie obiadku i na wykończenie robótek. Niebawem pokażę już gotowe ozdoby :)

      Strzeliłam też fotkę mojej kolekcji nici :D Może szału nie robi, niektórzy mają więcej, ale ja i tak cieszę się tym co mam i prędko tego nie przerobię :) A i tak ciągle kupuję coś nowego :P



     Następnym razem podam Wam mój patent na sopelki - kręciołki :) A tutaj mała zapowiedź, czyli ostatni etap ich wykonania ;)


     A popołudniu wybraliśmy się na wycieczkę na Folusz w Magurskim Parku Narodowym :) Ponad dwie godziny marszu (z dzieciątkiem na rękach - głównie były to ręce męża na szczęście:)). Najkrótszy szlak - czarny zaprowadził nas najpierw nad wodospad:



     Może nie jest ogromny, ale cała oprawa skał robi wrażenie :) Do tego piękny las : raz mieszany, raz jodłowy, zaraz buczyna, cudna różnorodność. Zachwyca mnie fakt, że nawet ścięte na potrzebę zrobienia szlaku drzewa - zostają na swoim miejscu :)


          Następny przystanek to:


     Ogromna skała, a wokół niej barierka dzięki czemu możemy obejść ją dookoła. Niunia oczywiście musi iść sama, a mamusia mało nie dostała zawału :P






     Wokół także znajduje się mnóstwo pojedynczych głazów, ciągną się po naszej lewej stronie w dół szlaku. Niemal wszystkie skały porośnięte są dwoma rodzajami mchu, co widać na tym zdjęciu:


     Mnie najbardziej podoba się to zdjęcie:



     Wiążę z tym zdjęciem, z tą sytuacją ogromne nadzieje. Otóż chciałabym, żeby nasza córka tak samo jak my, uwielbiała piesze wędrówki, żeby miała z tego tak dużo radości jak My :) Początki są zaskakująco obiecujące, ale aż boje się zapeszyć :) Kocham jesień i jeśli tylko się da, to chciałabym aby nasze wycieczki odbywały się o tej porze roku. Nie ma upału, nawet dłuższy marsz to przyjemność :) Polecam wszystkim ;)

    Zapraszam wkrótce na świeżutkie szydełkowe ozdoby :))