Bartusie eleganciki zawładnęły moją pracownią :) Oczywiście nie pokazuję tutaj wszystkich, ale zrobiłam ich sporo. Zarówno z imionami, jak i bez.
Zakończyły się już perturbacje z przeprowadzką, więc mam nadzieję wrócić choć z jednym, zbiorczym wpisem w miesiącu. Przeprowadzka się dokonała, więc muszę jeszcze tylko znaleźć pracę i wszystko wróci do normy. Niestety ta "norma" to brak czasu na szydełkowanie, ale od kilku lat jakoś to łączę, więc teraz też się da :)
Jestem rozżalona i zdruzgotana, bo straciłam Instagrama, tego o szydełkowaniu, którego tworzyłam od 5 lat. No i poszedł w cholerę istniejący od 2018 roku Instagram Magurskie Wyprawy... Mam nadzieję, że choć jego uda mi się odzyskać. Odwołałam się od decyzji Instagrama o zawieszeniu, ale zobaczymy co z tego wyjdzie.
Blogi jeden i drugi, oraz Facebooki funkcjonują bez zmian :)
Od dłuższego czasu mam wrażenie, że włóczka Himalaya Dolphin Baby bardzo traci na jakości... Kiedyś była taka mięsista, na nitce było dużo tych włosków, a teraz mam wrażenie że jest cieńsza, no i niestety wychodzą z niej włoski. Nawet w gotowym misiu czasami... Kupując każdy kolejny motek nie mogę się doczekać, że może akurat będzie to lepsza wersja, ale za każdym razem są kiepskie.
Myślałam o Yarn Art Dolce, kupiłam na próbę, ale jest to samo...
Nareszcie mam jasny salon, z dużymi oknami, gdzie bez doświetlania i bez blendy można robić zdjęcia. Hura! Zawsze to mniej nerwów i stresu. No i wiadomo, że szybciej można zrobić taką misiową mini sesję, jak mamy jasno w pomieszczeniu.
Pojechałam ostatnio na rower, żeby rozejrzeć się w nowym terenie. Słoneczko świeciło, ale był wiatr - fajnie się jechało. Zrobiłam 23 km i nie czułam, że słońce aż tak mnie opaliło, a tu całe ręce i ramiona spalone! No nic, cierp ciało, jak żeś chciało :)
W kolejnym wpisie pokażę Wam większe Bartusiowe zamówienia ;)
Do zobaczenia,
Kasia